czwartek, 6 października 2016

Trochę o zmysłach, czyli jak "Pass This On" The Knife opisał mi świat.

Share it Please

Raz - sentyment za przeszłością


Czy kojarzycie, jak w niedawnym hicie zespołu TWENTY ØNE PILØTS "Streesed Out" pojawia się taki oto fragment zwrotki: "Sometimes a certain smell will take me back to when I was young
 How come I'm never able to identify where it's coming from"? Interesuje mnie właśnie ten pewien zapach i to, do jakiego stanu on przywodzi człowieka. Kojarzycie go? 


Czy kojarzycie, kiedy pojawia się znikąd podczas spaceru, na ulicy, u znajomego, w nieoczekiwanym momencie i przedłużacie tą chwilę, czasem przystajecie nawet - wtedy, kiedy próbujecie go uchwycić - i nawet jeśli go nie nazwiecie, to chcecie być przy nim chwilę dłużej. Przypomina Wam miejsca, osoby, emocje, zapach ulicy z dzieciństwa, książkę zostawioną na ławce po Waszym pierwszym pocałunku, smak jedzenia z przyjaciółmi po twardej imprezie, których nie ma już od lat... I wiecie, że to tylko przeszłość. Część kojarzymy, a dużą część nie. Bo czasem to jest tylko uczucie, które nawet nie jesteśmy w stanie dostawić do odpowiedniego wydarzenia w naszym życiu. To nie istotne. Istone jest, co one nam przywołują.

Czemu o tych zapachach? O nostalgię chodzi. O sentyment do czasów minionych i jego rolę. Najczęściej przywoływany przez obrazy i miejsca, czasem dotyk lub słuch, najmocniej moim zdaniem przez węch. To obojętne w zasadzie, co przywołuje uczucie. Jakkolwiek możemy zareagować, tak ciągle liczy się fakt pojawienia się uczucia nostalgii.

To, co daje nam węch jednak jest zazwyczaj bardzo ulotne - wraz z przeminięciem zapachu rozmywa się obraz jakby nas wrzucając na poły świadomego znów w rzeczywistość. Obrazy i miejsca możemy już jednak próbować uchwycić albo odpowiednio opakować, aby trwały, niczym piękne, świąteczne obrazy zamknięte w szklanych kulach, gdzie zawsze pada śnieg. To ważny fakt zakładając, jak wielkie znaczenia w życiu większości z nas ma muzyka i obrazy.

Co nam daje ta nostalgia? Ja uważam, że nas koi. Porządkuje pewne rzeczy w naszym życiu. Czasem bywa przykra, ale potrafi nadać też wartość naszemu życiu poprzez odnajdywanie cennych elementów w przeszłości. Łączy przeszłość z teraźniejszością nadając pewną ciągłość i sens naszemu życiu. Potrafi nadać wartość i odnaleźć więcej pozytywów z bycia w teraźniejszości.

Więc raz - pragnienie nostalgii przywoływanej w różny sposób jest bardzo istotnym elementem naszego życia i uważam, że najlepiej robią to zapachy, ale to wzrok i dźwięk umiemy lepiej koordynować, a te też mają swój silny udział w odczuwaniu sentymentu za przeszłością. Muzyka często nas tam zabiera. Filmy też. To poczucie nostalgii będzie bardzo ważnym elementem odbioru teledysku  Pass This On zespołu The Knife.

Dwa - pragnienie spokoju i prawdy

Wydaje mi się, że nostalgia jest istotnie powiązana z drugim elementem natury ludzkiej. Czyż nie jest tak, że żyjąc życie zadajemy sobie milion pytań dotyczących celu naszej egzystencji i dalszych decyzji. Niekoniecznie musimy tonąć w tym bagnie, jak jakiś melancholijny romantyk i można sobie silnie radzić z tym aspektem rzeczywistości, ale jestem przekonany, że koniec końców większość z nas po prostu pragnie spokoju - to jest miejsca w życiu, w którym czuje się dobrze i wie, jak spokojnie iść do przodu; i prawdy - to jest miejsca, w którym możemy zminimalizować lub całkiem odpuścić nasze oklepane maski i "po prostu być sobą". Rzecz taka, że świat wyjątkowo krzykliwie i barwnie mówi nam jakie powinno być nasze miejsce i w ogóle to wszystko nam mówi, kim powinniśmy być, więc poszukiwanie balansu staje się tym właściwsze, że czasem aż zbyt łatwo zatracić poczucie siebie.

Spokój jest uniwersalny - po prostu go szukamy. Choćby miał być odnaleziony w chaosie. Ile ludzi, tyle koncepcji życia, a znam tylko swoją. Wierzę jednak, że pewna forma spokoju jest rzeczą upragnioną przez większość ludzi.

Z prawdą różnie bywa, ale w świecie pełnym ról na różne sposoby pewnie często fantazjujemy o po prostu byciu sobą - co zdaje się nie jest takie w pełni proste. Od ram, w których musimy się odnaleźć, po konformistyczne dżinsy, przez nasze role na liniach powiedzmy rodzina - syn, pracodawca - pracownik, nauczyciel - uczeń, po kwestię dzinsów w których musimy iść do pracy niezależnie od naszych upodobań. Czasem czujemy się zatruci i szukamy tylko prawdy. Słowa czasem używam, ponieważ nie umiem tego lepiej dookreślić. Sami najlepiej wiecie, że czasem jesteście ciągle zagubieni, a czasem, tudzież niektórzy z Was mają dar możliwości mocnego wyjebania na konwenanse.

Stawiam tezę, że powyższe dwa powiązane ze sobą pragnienia (pragnienie prawdy i pragnienie spokoju) są częściowo odpowiedzialne za nostalgię i przez to wszystkie się łączą tworząc interesujące mechanizmy pomiędzy sobą. 

I te dwa znajdę dla Was w teledysku "Pass This On" zespołu The Knife, bo on w moim odczuciu jest jedną z najlepszych prac tego typu w historii swojej muzy i w sposób niebagatelny dociera do samego środka człowieka. To tutaj tez jest ta doza spokoju i prawdy, która na początku bulwersuje, a później już tylko daje odświeżające zdolności nowego czucia Odkupienia.

I wiem już, że każde z nas ma inny odbiór tego klipu, co i tak nie zmienia, że to są moje spostrzeżenia odnośnie tej niesamowitej pracy, którymi chcę się z Wami podzielić i wiedzieć, co Wy myślicie o tym.

"Pass This On" The Knife rozebrany na kawałki.


Chciałbym Was zabrać do świata moich odczuć związanych z tym teledyskiem. Chemii, która została stworzona, kiedy teledysk Johana Renecka spotkał się majstersztykiem od szwedzkiego rodzeństwa tworzącego zespół The Knife.

Dlaczego napisałem, ze ten teledysk opisuje mi świat? Bo on uderza z pełnym impetem w dwa istotne elementy ludzkiej natury i "mówi mi, jak mam żyć". Widzę w nim analogie, które koją mnie pomagając w pewnym sensie zdrowiej spojrzeć na rzeczywistość. To trochę skomplikowane, ale jeśli dacie mi szansę, to spróbuję to wyłuskać.

Na samym początku wytnę z teledysku elementy, na które zwróciłem uwagę:
  • Drewno na ścianach, czyli klimat produkcji.
    Akcja rozgrywa się w małym, drewnianym pudełku budzącym poczucie intymności, a u niektórych poczucie klaustrofobii czy niepokoju. To drewno jest zimne. Zimno jest poza nim, a i w środku jest jedyne miejsce, gdzie można się choć trochę schować przed mrozem świata zewnętrznego. Podobne barwy, podobne drewniane panele występują choćby tu - Nick Cave & The Bad Seeds "Fifteen Feet Of Pure White Snow" - i efekt jest podobnie piorunujący. Czy Wy macie z nimi jakieś skojarzenia? 

    Urodziłem się w 1988, ale pamiętam zdjęcia moich rodziców z ich młodości i drewno zdobiło wtedy mnóstwo wnętrz w minionej epoce, po czym pozostały tylko resztki dziś: taki jest Hotel Forum w Krakowie, kościół na Azorach krakowskich, wiele dawnych budynków użytkowych i sal telewizyjnych w starych domach wypoczynkowych, gdzie można było przyjść i palić szlugi. Taka też stylistyka wnętrz była w USA w drugiej połowie XX wieku, co wiem co najwyżej z obrazów ukazanych mi w telewizji. To pomieszczenie mnie zabiera to właśnie takich zimniejszych, prostszych i mnie rozszczekanych czasów - to obrazu innej epoki, w której w pewnym dziwnym sensie człowiek był bardziej ludzki.

    Dodaję, że jest to pewien obraz w mojej głowie oblany sentymentem, który sprawia, że wydaje mi się, że w tej przestrzeni, która nie rozpraszała swoim kolorytem prostego, ludzkiego człowieczeństwa. Że są to miejsca... w których było miejsce na zwykłego człowieka, jakim on był. Nie miały one stricte stanowić przedłużenia jego pozycji społecznej.
  • A co z wyglądem bohaterów tego klipu. Przecież chodzi też o to, jak są ubrani Ci ludzie na teledysku, jak się zachowują i jak wyglądają. Po prostu są. Bardzo osiedlowi, uliczni czy po prostu prawdziwi - znajomi. Praca odziera z rzeczywistości blichtru i splendor i opowiada o zwykłych ludziach. 

    Klip bierze na ruszt wizję różnych jednostek, z których każde jest wyjątkowe i ułomne na swój własny sposób. I to jest ciekawe, bo mamy milion klipów, które pokazują nam zwykłych ludzi - ale tutaj oni są w stanie jeszcze bardziej naturalnym - to nie jest banda radosnych dzieciaków spełniających swoje marzenia albo przeżywających zawody miłosne, ani przeżywający rozterki psychiczne wypudrowanych pajaców. Oni po prostu tam są, bo je ich rzeczywistość, którą mają. Pomiędzy nimi może rozgrywać się milion prawdziwych historii. W tej fikcji ludzie są bardzo prawdziwi. Surowość kamery, surowość otoczenia, surowość życia. O surowości za chwilę.

    Nie dotarłem do opisu powstania klipu. Wiem, że jest to ponoć "doroczne spotkanie lokalnej drużyny piłki nożnej. Nie wiem, czy to tylko opis wizji klipu, czy faktycznie tam było i wstawili tam piosenkarza i The Knife i wyreżyserowali wszystkich. Tak czy siak obraz jest bardzo uderzający.
  • Surowość. Tyle razy powtórzyłem to hasło, że jeszcze je powtórzę. Widzę w klipie ubogą przestrzeń. Nie jest ona w żaden wyjątkowy sposób wypełniona. Odtwarzacz leży na podłodze, na stołach jest dosłownie tyle co nic, piosenkarka śpiewa na podłodze (brak podwyższenia zdaje mi się znamienny). To wszystko tworzy atmosferę wielkiej surowości. Ciężko się tutaj skryć za światłami, rolami czy kreacjami wieczorowymi. Ta surowość tylko pozwoli wyciągnąć ludzką zwykłość przed szereg.

    Wiecie co jest cenne w surowych warunkach? Zostawia ona przestrzeń na człowieka.
  • Piosenkarka, czyli nasz drag queen - Rickard Engfors. Jakże to wspaniałe jest, że główna persona historii - seksowna wokalistka - jest facetem. Ktoś powie, że miało to tylko szokować. Ja się nie zgodzę. Za teledyskiem stoi ponoć całe tło niepokojącego tekstu i ról person w klipie i ja to widzę. 

    W klipie widzicie faktyczną wokalistkę zespołu The Knife siedzącą przy stole, która jako jedyna nie dołącza do tańczących ludzi. Jej brat - druga połowa zespołu The Knife - pomimo bycia w trakcie rozmowy ze swoim kumplem jest jednak uwiedziony. Rusza do w gruncie rzeczy bardzo erotycznego tańca z Rickardem Engforsem. Posłużę się tutaj płytkim stereotypem, ale taki dresik startujący do tańczącego faceta przebranego za laskę, to prędzej chyba by jej szedł przypierdolić, niż, żeby paść przed nią.

    Widzę to tak. Zebrane osoby na początku powstrzymane publicznym konwenansem nie akceptują "prawdziwej natury" piosenkarza, który występuje by się jednak objawić im. Czy jego celem jest zdobycie owego chłopca w dresie? Może tylko tak może go uwieść, jednocześnie odrzucając maskę z twarzy przed bliską mu wspólnotą. Co, jeśli idąc dalej tym tropem utwór jest o akceptacji po przełamaniu bariery. Wspaniale widać, jak ludzie zdają się przełamywać swoje bariery, aby zgodzić się na to, co w ostatecznym rozrachunku jest prawdziwe i dołączają do tańca i tylko jedna osoba tego nie akceptuje, wręcz temu nie dowierza. Siostra uwiedzionego chłopca.

    "I'm in love with your brother What's his name". Słyszysz tekst i już tracisz głowę. W dodatku ten mężczyzna wcielający się w kobietę jest szalenie ponętny. Uwodzicielski i seksowny. W zasadzie to dobrze, że wiesz, że to chłopiec chłopcze - prawda? Dziewczynko - co o nim myślisz? O co tu chodzi. Czy podmiot liryczny utworu jest kobietą? To miłość czy łamanie konwenansów społecznych czy co?
  • O prawdziwym ja.
    Czyli wszystko to, co z poprzedniego podpunktu się wywodzi. Bowiem czyż nie jest tak, czyż czasem tego nie pragniesz - aby ten pierdolony świat czasem był trochę bardziej prawdziwy? Czy oni w końcu, kiedy spotkali się w swoim gronie dzięki jednej osobie mogli się przełamać? 

    Bo w końcu to widać. Mamy trzy punktu "prawdziwego ja". Pierwsze, to wystąpienie głównej piosenkarki, czyli wejście w inną rolę, która szokuje słuchaczy, lecz to ma się stać - to jest właśnie prawda i jest ona dobra taka, jak jest. Punkt dwa mamy, gdy uwiedziony chłopiec rusza do tańca podkładając petardę pod wszystkie konwenanse wiążące innych ludzi. Punkt trzeci, to kiedy oni w końcu czują się bezpiecznie i w końcu odważni w swoim marszu dla prawdy ruszają do tańca - bowiem w tańcu nie ma nic złego. Złe jest tylko nietańczenie, gdy się obawiamy, co pomyślą o nas inni nietańczący.

    Nie chcę głęboko też wchodzić w kwestię różnorodności kulturowej, która występuje w tym teledysku. Wystarczy mi ten deal, że w tym klipie wszyscy są sobie równi. Pełnią może inne funkcje, mają inne tła swoich żyć, ale są tutaj i są razem równi. Człowiek niezależnie od wyznania, barwy skóry, miejscach pochodzenia i zdolności umysłowych czy fizycznych jest sobie równy. Może robić inne rzeczy i ma inne predyspozycje, ale jest równy i zasługuje na taki sam szacunek, tak samo tworzy nasz świat.
A więc tak. Mamy scenerię i osoby, które budzą wrażenie takich prawdziwych ludzi - przez to rozumiem takich zwykłych żyjących, nie mających wiele wspólnego z tym, których media zazwyczaj nam ukazują.

Mamy surową przestrzeń na swój sposób przywodzącą uczucie intymności i ciepła przeszłości, ale wymagające odarcia rzeczywistości z pewnych pięknych barw, którymi zazwyczaj jest ona pomalowana, abyśmy byli oćpani i ogłupieni tymi kolorami.

Mamy też baśń o ludziach, którzy w prawdzie szukają spokoju. Podejście do prawdy wymaga wysiłku, ale moment pęknięcia, kiedy ona zaczyna się rozlewać po pokoju przypomina chwile, w której masy doznają oświecenia, rozgrzeszenia i niemalże wniebowstąpienia. Nic ponad miłość, równość ponad role.

O teledysku, który opisał mi świat.

Bardzo ciężko mi się pisze ten tekst. Nie widzę dla niego żadnej zewnętrznej potrzeby w istnieniu, być może nikt go nie przeczyta - a z drugiej strony ja mam wewnętrzną potrzebę opisania moich odczuć wobec teledysku. To szalenie ważne. I tutaj chcę, abyście przystanęli obok mnie. Chwycili mnie za ręce i zobaczyli jak ja to widzę, a później się zastanowili, czy cokolwiek to znaczy dla Was, co Wy widzicie, czy umiecie się przejrzeć w tym zwierciadle, którym jest Pass This On.

Wymieniłem dwa punktu. Nostalgia i poszukiwanie spokoju i prawdy. To jest właśnie teledysk który mi mówi o tych rzeczach i używa dyskusji z nimi, aby mnie uleczyć. Widzicie co on zrobił z rzeczywistością? Same piękne rzeczy. 

Jak opisał ten świat? Miejsce, to mały wycinek świata, który faktycznie jest tą przestrzenią do której sięgnę przez moje życie. Poprzez sentyment szukam miejsc, które pozwolą mi po prostu być sobie w nich człowiekiem i żyć dobrze. Nie potrzebuję sztucznych sukcesów i przebieranek, aby życie było dobre. Aczkolwiek widzicie, jak surowość bywa niepokojąca... myślę, że dlatego, bo jesteśmy tak jakby przyzwyczajeni do tego, że wszystko dookoła pieje tym, że świat należy do nas - musimy być tylko fit, tańczyć, prowadzić firmę, mieć dom, rodzinę samochód, kredy, dzieci, zasadzone drzewko, znajomych na weekendy, dobrą młodość, poważanie w firmie AŻ W KOŃCU KURWA BAH! umierasz!

To już za proste się wydaje. To przełamanie konwenansów ludzi w klipie to przecież po prostu zaakceptowanie tego, że jesteśmy jacy jesteśmy. Tamten taniec, to tylko do, czego pragniemy faktycznie od życia - spokoju, możliwości zabawy bez skrępowania. Czasem potrzebujemy sygnał, że tak można. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Blogroll

About